Jak to się zaczęło...
Często wracam wspomnieniami do chwili kiedy kupiłem pierwszą świecę. Oczywiście taką z wyższej półki, bo wcześniej maniakalnie kupowałem świece popularnych marek, które to nie zadowalały mnie mocą zapachu. Za tę datę uznaję 2 grudnia 2014 roku. Wtedy to odbył się ogólnopolski Dzień Darmowej Dostawy i spośród sklepów biorących udział w akcji wpadł mi w oko Goodies.
Nie mogłem się nadziwić ile kosztują te świece (Yankee Candle) i zacząłem o nich szukać informacji. I tak po chwili do koszyka wpadła mała świeca Pineapple Cilantro. Nie minęły cztery miesiące, a w marcu do mojego koszyka trafiły kolejne trzy małe świece Yankee Candle i nożyczki do knotów, bo się naczytałem że tak trzeba. :) Teraz wiem, że przydają się one jednak bardziej przy trochę większych formatach. W międzyczasie w moim mieście Łodzi otworzył się sklep firmowy Yankee Candle i tam poznałem woski, których obsługa wtedy była dla mnie kosmosem. :) I tak w niedługim czasie kupiłem pierwszy duży słój, tyle że nie jestem pewny zapachu, ale stawiam na Bahama Breeze i niech tak zostanie, bo mam do niej szczególny sentyment.
I potem jakoś to samo ruszyło. Poznałem kolejną markę Kringle Candle, a wraz z nią sklep dystrybutora Zapach Domu. Ile tam zamawiałem to wolę nie patrzeć w historię transakcji. Do tego sklepu też mam ogromny sentyment. Pamiętam jak w listopadzie 2014 roku byłem w Krakowie na weekend i akurat była to sobota. Sklep tylko do 18, a ja biegłem co tchu żeby zdążyć! Okazało się, że sklep jest otwarty aż wyjdzie ostatni klient, a ja w spokoju mogłem wybrać daylighty do testowania nieznanych mi zapachów. Pamiętam, że w sklepie paliła się Chocolate Layer Cake która wtedy była limitką. Pachniała obłędnie, ale wtedy jeszcze miałem w sobie jakieś hamulce. Dzisiaj pewnie kupiłbym od razu karton. :)
Za jakiś czas w Łodzi otworzył się drugi sklep Pachnąca Wyspa Yankee Candle w centrum handlowym Manufaktura. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to miejsce stanie się moim ulubionym punktem na świecowej mapie Polski. Tam nabyłem właśnie Chocolate Layer Cake. Nie wytrzymałem...
Prawie bym zapomniał, że w dużej mierze do kupowania co raz to nowych zapachów skutecznie napędzały mnie grupy facebookowe typowo świecowe. Już taki jestem, że chciałbym mieć wszystko co mają inni, a ciekawość poznania nowych zapachów nie pomaga, oj nie... Te etykiety pobudzają wyobraźnię na tyle skutecznie, że mój mózg teleportuje się w ich wyidealizowany świat.
Dziś mam ponad setkę świec. Przynajmniej tyle było jak liczyłem rok temu. Teraz moja kolekcja jest porozrzucana w wielu miejscach tak by nie przerażała mnie ilość słoików. Trochę boję się je teraz policzyć.
Ale powoli szykuję godne miejsce na ekspozycję mojej kolekcji i wtedy będę mógł kontrolować jej wielkość. Tylko obawiam się, że to będzie na zasadzie: czas dokupić nowy regał, który to już? :)
Świece zapachowe to moja pasja i hobby. Choć czasem boli mnie jej koszt to wiem, że sprawia mi to radość i przyjemność więc czemu miałbym sobie tego odmawiać? Po prostu żyję w zgodzie ze sobą. :)
Stan kolekcji na dzień 15 marca 2015
I potem jakoś to samo ruszyło. Poznałem kolejną markę Kringle Candle, a wraz z nią sklep dystrybutora Zapach Domu. Ile tam zamawiałem to wolę nie patrzeć w historię transakcji. Do tego sklepu też mam ogromny sentyment. Pamiętam jak w listopadzie 2014 roku byłem w Krakowie na weekend i akurat była to sobota. Sklep tylko do 18, a ja biegłem co tchu żeby zdążyć! Okazało się, że sklep jest otwarty aż wyjdzie ostatni klient, a ja w spokoju mogłem wybrać daylighty do testowania nieznanych mi zapachów. Pamiętam, że w sklepie paliła się Chocolate Layer Cake która wtedy była limitką. Pachniała obłędnie, ale wtedy jeszcze miałem w sobie jakieś hamulce. Dzisiaj pewnie kupiłbym od razu karton. :)
Za jakiś czas w Łodzi otworzył się drugi sklep Pachnąca Wyspa Yankee Candle w centrum handlowym Manufaktura. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to miejsce stanie się moim ulubionym punktem na świecowej mapie Polski. Tam nabyłem właśnie Chocolate Layer Cake. Nie wytrzymałem...
Stałem się świeco-zakupo-holikiem.
Nie wiem kiedy dokładnie to wymknęło się spod kontroli. Wiem tylko, że to hobby poważnie nadwyręża mój budżet, ale przynajmniej jak umrę z głodu to szczęśliwy i otulony pięknym zapachem! :)Prawie bym zapomniał, że w dużej mierze do kupowania co raz to nowych zapachów skutecznie napędzały mnie grupy facebookowe typowo świecowe. Już taki jestem, że chciałbym mieć wszystko co mają inni, a ciekawość poznania nowych zapachów nie pomaga, oj nie... Te etykiety pobudzają wyobraźnię na tyle skutecznie, że mój mózg teleportuje się w ich wyidealizowany świat.
Dziś mam ponad setkę świec. Przynajmniej tyle było jak liczyłem rok temu. Teraz moja kolekcja jest porozrzucana w wielu miejscach tak by nie przerażała mnie ilość słoików. Trochę boję się je teraz policzyć.
Ale powoli szykuję godne miejsce na ekspozycję mojej kolekcji i wtedy będę mógł kontrolować jej wielkość. Tylko obawiam się, że to będzie na zasadzie: czas dokupić nowy regał, który to już? :)
Wrzesień 2016 - ostatni remanent :)
Paweł, piękny wpis. Ze mną było podobnie. Zaczęło się skromnie od małej Beach Wood. Tak jak Ty boję się zebrać wszystkie świece do kupy i je policzyć. Kiedyś jednak trzeba będzie się z tym zmierzyć...
OdpowiedzUsuń