Jaśminów czas... - Midnight Jasmine od Yankee Candle

Wiosna w rozkwicie! Za oknami trwa istny festiwal kwiatów, tak że nie wiem na które mam się patrzeć i których zapachem mam się delektować. Jaka szkoda, że ten okres trwa tak krótko i intensywnie. Zawsze nie nadążam się nacieszyć tym czasem. I tu z pomocą przychodzą niezawodne świece zapachowe. :)

Uwodzicielski zapach perfum z nutą jaśminu, słodkiej wody z wiciokrzewu i kwiatu mandarynki.

Choć jak wiecie nie jestem sympatykiem świec z kategorii Floral, to mam takie zapachy, które lubię bądź toleruję, ale nie przesadzam z ich paleniem mimo wszystko. Jednym z nich jest Midnight Jasmine od Yankee Candle. 
Mam szczególny sentyment do tego zapachu, bo to jeden z tych od których zaczynałem swoją przygodę świecomaniaka. Moją uwagę przykuła przede wszystkim cudna etykieta gdzie na niebiesko-fioletowym tle pięknie kontrastują kwiaty jaśminowca.

Nuty głowy: olejek neroli, kwiat mandarynki, żółty grejpfrut, orantique (zabijcie mnie, ale nie wiem co to jest)
Nuty serca: grejpfrut
Nuty: bazy: piżmo, nuty pudrowe


Zapach jest naprawdę udany, choć nie ukrywam, że byłem trochę zawiedziony, że nie oddaje prawdziwego piękna kwiatu jaśminu. Midnight Jasmine kieruje się raczej bardziej w stronę perfumowanej i nieco słodszej wersji White Gardenia, niż w stronę prawdziwego jaśminu, który jest delikatny i subtelny, w klimacie Hydrangea.
Nie czuję tu obiecywanych grejpfrutów i nawet palenie tego nie zmienia. Nawet znienawidzony przeze mnie olejek neroli nie jest tu w takiej ilości by mnie drażnić. Ja tu tylko kwiaty czuję! :)

Trochę nie dawało mi to spokoju, bo Yankee Candle w mojej ocenie raczej w 90% przypadków idealnie odtwarza zapachy, a tu było przekoloryzowanie rzeczywistości.
Odpowiedź miałem cały czas przed oczami! Nie wiem jak mogłem wcześniej na to nie wpaść, skoro trochę interesuję się roślinami i sam mam w ogrodzie jaśmin... no właśnie. Sprawdziłem.
To co całe życie nazywałem jaśminem okazało się jaśminowcem. I pewnie wielu z Was jest teraz zaskoczonych tak jak i ja byłem.
Jaśmin to egzotyczne pnącze raczej nie spotykane w naszych ogrodach, gdyż nie przetrwałoby naszego klimatu, a jaśminowiec to krzew który powszechnie znamy i mylnie nazywamy jaśminem.
Tak więc dzięki świecom dowiedziałem się czegoś nowego, również w kręgu moich zainteresowań.


Nie jest to zapach, który jakoś specjalnie lubię palić, dla mnie jest nieco za duszny i za mocny. Dopóki mieszkałem z rodzicami często miałem okazję go wąchać za sprawą mojej mamy, która dość dużo go paliła i bardzo lubi ten zapach dlatego też egzemplarz, który widzicie na zdjęciach pewnie prędzej czy później do niej trafi tak jak i inne kwiatowe świece z mojej kolekcji.

Wybaczcie ten nieco lakoniczny opis zapachu, ale nie za bardzo potrafię opisywać kwiaty, ale za to mogę o nich dużo rozmawiać. :)

A czy Wy też daliście się nabrać, że to świeca o zapachu jaśminu? Dajcie znać w komentarzach! :)

Komentarze

  1. Wąchałam na sucho w wosku i niezbyt mi podszedł, toteż nie mam chęci poznawać go bliżej :) Mnie ostatnio ciągnie do kwiatów, co jest co najmniej dziwne, bo wiadomo wszem i wobec, że kocham jedzeniówkę :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Johny Wick - nowa sojowa marka!

Winter's Nap - Country Candle

Recenzja: Mulberry & Fig Delight - Yankee Candle