Autumn Leaf & Amber - Goose Creek
Miałem już zakończyć cykl jesiennych recenzji, ale z regału uśmiechnęła się do mnie jeszcze jedna świeca. :) To Autumn Leaf & Amber od Goose Creek! Jak mógłbym o niej zapomnieć!
Świeca przyciąga uwagę już od pierwszej chwili. Głęboka, niebieska barwa wosku doskonale współgra z kontrastującą na pomarańczowo etykietą przedstawiającą nic innego jak jesienne liście.
Niebieski to mój ulubiony kolor i nie pierwszy, a na pewno nie ostatni raz Wam to napisze, że stanowczo za mało świec jest właśnie w tym kolorze!
Poszczególne nuty zapachowe prezentują się następująco:
Nuty głowy: ciepły bursztyn, jesienne jabłka
Nuty serca: jesienne drewno, złote liście
Nuty bazy: wanilia, paczula, drewno cedrowe
Przyznam szczerze, że zapach jest dla mnie trudny do opisania. Wykreowałem sobie w głowie pewną wizję tego zapachu, która została momentalnie zburzona w momencie pierwszego kontaktu z tą świeca. Teraz już sam nie wiem na co liczyłem.
Gdy tylko uniosłem pokrywkę, zostałem porażony. Zapach był nie do zniesienia! Od razu chciałem się jej pozbyć. Jednak nie byłbym sobą i dałem jej szansę. Jak można stwierdzić po fotografiach, tych szans było dużo więcej.
Na początku było dziwnie. Czułem tu jakby cynamon z miodem, ale ani jednego, ani drugiego nie powinienem tu doświadczyć.
Domownicy nieco narzekali, ale mnie osobiście ten zapach nie przeszkadza. Jest dziwny, nietypowy i odbiega od powszechnie przyjętych norm piękna, ale moim zdaniem trzeba je dostrzec w tym zapachowym dziwaku. Im dłużej go palę, tym bardziej go lubię.
Nadal miewam uczucie obecności cynamonu, ale już bardziej wybija się miodowa nuta przewodnia, dzięki czemu otrzymujemy efekt słodko-kwaśnej, lecz ciepłej kompozycji. Nie wiem gdzie są obiecywane jabłka, cedr i wanilia, ale najbardziej zawiodła mnie interpretacja bursztynu, bo to właśnie on był głównym prowodyrem zakupu tej świecy. Ja wiem, że bursztyn jest tzw. nutą wyobrażoną i mogą być jej różne interpretacje, ale jednak najbardziej przekonuje mnie ta wykreowana przez Yankee Candle.
Mimo tych wszystkich przeszkód, świeca póki co u mnie zostanie, ale ostateczny werdykt nad jej losem jeszcze nie zapadł.
Polecam wypróbować osobiście!
Przyznam szczerze, że zapach jest dla mnie trudny do opisania. Wykreowałem sobie w głowie pewną wizję tego zapachu, która została momentalnie zburzona w momencie pierwszego kontaktu z tą świeca. Teraz już sam nie wiem na co liczyłem.
Gdy tylko uniosłem pokrywkę, zostałem porażony. Zapach był nie do zniesienia! Od razu chciałem się jej pozbyć. Jednak nie byłbym sobą i dałem jej szansę. Jak można stwierdzić po fotografiach, tych szans było dużo więcej.
Na początku było dziwnie. Czułem tu jakby cynamon z miodem, ale ani jednego, ani drugiego nie powinienem tu doświadczyć.
Domownicy nieco narzekali, ale mnie osobiście ten zapach nie przeszkadza. Jest dziwny, nietypowy i odbiega od powszechnie przyjętych norm piękna, ale moim zdaniem trzeba je dostrzec w tym zapachowym dziwaku. Im dłużej go palę, tym bardziej go lubię.
Nadal miewam uczucie obecności cynamonu, ale już bardziej wybija się miodowa nuta przewodnia, dzięki czemu otrzymujemy efekt słodko-kwaśnej, lecz ciepłej kompozycji. Nie wiem gdzie są obiecywane jabłka, cedr i wanilia, ale najbardziej zawiodła mnie interpretacja bursztynu, bo to właśnie on był głównym prowodyrem zakupu tej świecy. Ja wiem, że bursztyn jest tzw. nutą wyobrażoną i mogą być jej różne interpretacje, ale jednak najbardziej przekonuje mnie ta wykreowana przez Yankee Candle.
Mimo tych wszystkich przeszkód, świeca póki co u mnie zostanie, ale ostateczny werdykt nad jej losem jeszcze nie zapadł.
Polecam wypróbować osobiście!
Komentarze
Prześlij komentarz