PRZEDPREMIEROWO! Drenched Coconut - Goose Creek

Witajcie kochani!
Wiem, że ostatnio blog zarósł pajęczynami i wygląda to tak jakby mi się znudził, ale nic podobnego! Jestem, żyję i wciąż palę świeczki! Ale będąc szczerym muszę się przyznać, że moja wena ostatnio mocno ucierpiała. Notorycznie mam złe samopoczucie, które mam nadzieję, że spowodowane jest jedynie małą ilością promieni słonecznych i dużym natężeniem smogu. Na szczęście ten okres mija i zaczynam czuć się lepiej. Oby to był znak, że wracam do żywych!
Choć teraz zaczyna się dla mnie intensywny czas zarówno w pracy jak i w moim drugim małym hobby: ogrodzie. Zawsze jest dużo do zrobienia, więc mam nadzieję, że cały mój zapał nie pójdzie w grządki i zostanie trochę sił na pisanie bloga. :)

W świecie świec zapachowych również zaczyna się intensywny okres. Ze wszystkich stron masowo spływają do nas nowości! Każda marka przygotowała ich tak wiele, że nie wiadomo na co się zdecydować! Ja wiem, że najlepiej na wszystko, ale pewne ograniczenia niestety na to nie pozwalają. Dlatego w swoich wyborach będę kierował się intuicją i oczywiście nosem kiedy to będzie możliwe.

Wczoraj natrafiłem w TK Maxx na część nowości od Goose Creek, które w oficjalnej dystrybucji pojawią się lada moment (nieładnie tikejku, nieładnie tak boczkiem wpuszczać towar... ;) ) i skusiłem się na trzy z nich: Drenched Coconut, Island Bliss oraz Storm Front
Cieszę  się, że miałem możliwość ich powąchania, bo dzięki temu zapobiegłem kilku wpadkom, co niestety często zdarza się przy kupowaniu w ciemno. 

Dziś przybliżę Wam Drenched Coconut. Jako fan kokosa i poszukiwacz kokosa idealnego, wiązałem sobie z nim duże nadzieje, a skoro wpadł w moje łapki to... nie jest źle!


Zobaczmy co kryje ten twardy orzech do zgryzienia! :)

Nuty głowy: tropikalny deszcz, kokos
Nuty serca: bursztyn, drewno cedrowe
Nuty bazy: wanilia, kwiaty na plaży(?)



Moja radość nie miała końca, gdy w opisie zapachu nie znalazłem ananasa, którego uparcie dodaje się do kokosa, jakby to było połączenie idealne. A nie jest! Efektu pinacolady nie lubi bardzo wiele osób, więc nie wiem skąd to uparte serwowanie nam tej mieszanki. Na szczęście tu ananasa nie poczujecie. Hurra!

Zapach kokosa nie należy do naturalnie mocnych aromatów, stąd też pewnie dlatego często jest podkręcany innymi nutami, które mają na celu go wzbogacić. Goose Creek postarał się i zrobił to bardzo ostrożnie. Rajski aromat kokosa nie został przytłoczony zbędnymi dodatkami.
Nie jest to w stu procentach czysty kokos, bo ma on raczej kosmetyczny charakter, przypominający mi nieco kremowy żel pod prysznic z The Body Shop, jednak tu dodatkowej słodyczy nadaje wanilia, która bardzo przyjemnie komponuje się z mleczkiem kokosowym.


Nieco słabiej wyczuwam tu jakby skorupę kokosa i jej drzewny charakter. Domyślam się, że to sprawka drewna cedrowego, które jest nam obiecywane w składzie zapachu. Tworzy to całkiem fajne dopełnienie kompozycji i stawia kropkę nad i.

Niestety pierwsze palenie nie popisało się u mnie mocą. Mam nadzieję, że świeca się rozkręci, bo jak nie to... kupię wosk. :)

Jako fan kokosa wszelakiego, polecam ten zapach!

Komentarze

  1. Gąski w tikeju, no proszę, muszę iść obadać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często się tam pojawiają. Tak jak i Village oraz czasami Yankee Candle. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Johny Wick - nowa sojowa marka!

Winter's Nap - Country Candle

Recenzja: Mulberry & Fig Delight - Yankee Candle