Splash Of Rain - 50th Anniversary Collection
Czy wiecie, że w tym roku Yankee Candle obchodzi swoje 50 urodziny?! Łał! To kawał niezłej historii! Wyobraźcie sobie ile świec o przeróżnych zapachach w tym czasie wyprodukowano!
Z tej okazji Yankee Candle oddaje w nasze ręce kolekcję jubileuszową 50th Anniversary Collection, która to przypomni nam najlepsze zapachy ubiegłych dekad!
Na początek zapraszam Was w podróż do roku 2000, kiedy to został wydany Splash Of Rain. Mam nadzieję, że humory macie iście wiosenne i możemy wyruszać w tę podróż w czasie? :)
Na wstępie chciałbym otwarcie przyznać, że nie jestem entuzjastą tej kolekcji, choć sam pomysł wznowienia dawnych hitów jest świetny, to osobiście wyszperałbym zapachy, które w mojej ocenie byłyby bardziej pożądane. Nie spodobała mi się również ingerencja w szatę graficzną. Tak naprawdę Splash Of Rain jest pierwszym z dotychczas pokazanych reedycji, gdzie etykieta mi się podoba. Jest taka delikatna i idealnie pasuje do wiosennego okresu. A im dłużej, tym bardziej oswajam się ze sferą wizualną tej serii.
Przecież nie mógłbym, nie świętować urodzin Yankee Candle!
Przecież nie mógłbym, nie świętować urodzin Yankee Candle!
Zajrzyjmy do wnętrza słoika!
Nuty głowy: morski ozon, grejpfrut
Nuty serca: frezja, lawenda, eukaliptus
Nuty bazy: drewno, bursztyn, paczula
Oj, przyznam szczerze że pierwsze wrażenie po podniesieniu wieczka były mało pozytywne. Zapach wydawał mi się zbyt ostry i świeży, niczym środek czystości z nutą morskiej bryzy. Zdecydowanie zbyt duszący i drapiący w gardło.
Jak to było... kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana? To proszę mi polać! :)
Zapach okazał się BARDZO MÓJ!
Podczas emisji aromatu, wszystko co złe rozpłynęło się w powietrzu niczym pieniądze z komunii. :-)
Jest to zapach niepozornie piękny. Delikatne wodno-ozonowe nuty, przenikające się z kwiatowymi, przywodzą na myśl zapach wody z wazonu po żonkilach czy tulipanach. A ja ten aromat po prostu uwielbiam!
I właśnie nieco przypomina mi Daffodil, ale oscyluje też w klimatach Tulips, Water Garden czy Hydrangea. Wszystkie je łączy wspólny mianownik w postaci wodno-kwiatowej nucie.
Moc świecy na szczęście nie jest przytłaczająca, a raczej tworząca przyjemne stale wyczuwalne tło. Dlaczego na szczęście? Bo myślę, że większe stężenie mogłoby być nieco za ciężkie w odbiorze, a tak jest wyważone w odpowiedniej proporcji.
Muszę powiedzieć, że Splash Of Rain szukałem już od dłuższego czasu i teraz wznowię swoje poszukiwania ze zdwojoną siłą, ponieważ bardzo mi się marzy wersja z tradycyjną etykietą, oczywiście nie ujmując tej uroku. Powiedzmy, że ta byłaby do palenia, a tamta do patrzenia. ;)
Moimi następnymi typami z tej kolekcji, które miałem okazję powąchać stacjonarnie są Strawberry oraz Lilly Of The Valley. Być może jeszcze się u mnie pojawią! :)
A Wy co sądzicie o tej formie świętowania 50 rocznicy Yankee Candle? Podoba się Wam ta kolekcja? Może któryś zapach szczególnie przypadł Wam do gustu?
Oj, przyznam szczerze że pierwsze wrażenie po podniesieniu wieczka były mało pozytywne. Zapach wydawał mi się zbyt ostry i świeży, niczym środek czystości z nutą morskiej bryzy. Zdecydowanie zbyt duszący i drapiący w gardło.
Jak to było... kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana? To proszę mi polać! :)
Zapach okazał się BARDZO MÓJ!
Podczas emisji aromatu, wszystko co złe rozpłynęło się w powietrzu niczym pieniądze z komunii. :-)
Jest to zapach niepozornie piękny. Delikatne wodno-ozonowe nuty, przenikające się z kwiatowymi, przywodzą na myśl zapach wody z wazonu po żonkilach czy tulipanach. A ja ten aromat po prostu uwielbiam!
I właśnie nieco przypomina mi Daffodil, ale oscyluje też w klimatach Tulips, Water Garden czy Hydrangea. Wszystkie je łączy wspólny mianownik w postaci wodno-kwiatowej nucie.
Moc świecy na szczęście nie jest przytłaczająca, a raczej tworząca przyjemne stale wyczuwalne tło. Dlaczego na szczęście? Bo myślę, że większe stężenie mogłoby być nieco za ciężkie w odbiorze, a tak jest wyważone w odpowiedniej proporcji.
Muszę powiedzieć, że Splash Of Rain szukałem już od dłuższego czasu i teraz wznowię swoje poszukiwania ze zdwojoną siłą, ponieważ bardzo mi się marzy wersja z tradycyjną etykietą, oczywiście nie ujmując tej uroku. Powiedzmy, że ta byłaby do palenia, a tamta do patrzenia. ;)
A Wy co sądzicie o tej formie świętowania 50 rocznicy Yankee Candle? Podoba się Wam ta kolekcja? Może któryś zapach szczególnie przypadł Wam do gustu?
Komentarze
Prześlij komentarz